Thursday 23 July 2020

Lato w mieście

Proszę, powtarzalność jak widać jest wpisana w nasze życie. Tam rzeka, tu lato w mieście.
Dopiero co narzekałam, że moje miejskie lato przechodzi mi na niczym, gdyż skupiam się na tańcach i ćwiczeniach. Pomyślałam, że to niedobrze. Wychodzę do pracy, wracam, wychodzę na zajęcia, wracam, koniec dnia. 
Jednak nie, gdyż okazuje się, w mieście się dzieje. Muszę jednocześnie podjąć decyzję, co wolę, tańce, czy śpiewy. Lubię to i to, ale tańce znów będą, a śpiewy nie wiadomo kiedy, jak i gdzie.
Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie godzinka na śpiewach, nie pójdę na tańce dla początkujących, a pójdę sobie na zaawansowaną grupę. Coś tam wiem, czegoś nowego się nauczę. 
Ale z kim na te śpiewy? Turystyczne podśpiewuchy przy gitarze i ognisku nie każdemu muszą się podobać. 

Rozpuściłam w robocie wici, będą śpiewy, iść nie iść? Co lepsze, co ważniejsze. Zainteresowała się koleżanka pracowa i to był strzał w dziesiątkę. Bo i towarzystwo przednie, i muzyka przyjemna, i pachnie ogniskiem, i kawa w trawie.
Na tańce nie poszłam wcale, a potem jeszcze wróciłam w to samo miejsce oglądać Znachora z 1937 roku. Cudowne popołudnie i cudowny wieczór. 
W ogóle chyba całkiem cudowny tydzień, bo w niedzielę przyjechałam pociągiem prosto na koncert muzyki folkowej. W tym samym miejscu. 
Tak właśnie się dzieję, a ja w końcu nie czuję, że niczego dobrego z tego lata nie czerpię. 




Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...