Sunday 19 July 2020

Rzeka


Nie może się obejść bez rzeki, prawda? Nie pomyślałam, że i w tym roku będę o tym pisać, ale cóż, inaczej nie mogę.
Weekend pogodowo był taki sobie, niby ciepło, a jednak nie. Porzeczki, no tak, drewno do cięcia zwiezione z lasu i dzieci samopas.
Bardzo dobrze, że samopas, gdyż uczą się organizować sobie czas i przestrzeń, ale i tak słyszę od Leona, że znów mnie nie było i znów cały dzień na podwórku.
Myślę, że inaczej się nie da. Trzeba w jedną sobotę nadrobić wszystko, co się nazbierało i narobiło w tygodniu. Jednego dnia zazwyczaj mało. 
W niedziele zrobiło się jakby cieplej. Słońce zaczęło grzać mocniej, żal nad rzekę nie iść, a tu obiad się robi, porzeczki się obierają do kompotów i dżemów, pociąg o 18.40 czeka i czy się wyrobię. Daliśmy radę. Leon i ja, na dosłownie 45 minut.
Stąd ten wpis.
Stałam w wodzie, patrzyłam na szaleństwa Leona, który nurkuje i najbardziej chce wpływać na wodę, gdzie go kryje. Tak, rzeki to do siebie mają, że się trafi taka mała dziurka, myślisz płytko, po uda, a tu nagle wpadasz w dół. Dlatego przede wszystkim uczę respektu dla wody. A respekt to też brak brawury.
Personifikuję tym rzekę pewnie jeszcze bardziej, choć i tak, bez tego jest moją przyjaciółką.
Stałam w tej wodzie po uda, patrzyłam jak płynie, patrzyłam na drzewa i krzaki po drugiej stronie, na zakręt za którym znika i choć kiedyś pływałam z jednej strony na drugą, to teraz się boję, bo nie wiem, co się za tym zakrętem kryje i myślałam, kocham Cię rzeko. Jesteś najpiękniejszym i najbardziej magicznym miejscem, w jakim byłam, taka zwyczajna, a jednak taka wyjątkowa i chyba osobliwa. Daje spokój, pozytywną energię i ładuje baterie. Jakżeż by bez niej?

A dzieci? Dzieci biorą to, co jest im w niej potrzebne. Letnia kolekcja kozaków.






Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...