Monday 15 November 2021

Bo warto na to czekać...

Czemu mamo miałaś łzy w oczach, kiedy mnie o to pytałaś?

Wzruszyłam się, że taka dobra dla mnie jesteś.

To miło mi.

Wracamy do Kielc. Wcześnie bardzo, jak na nas. Będzie obiad. 

Isa pozmywaj proszę to, co jest w zlewie.

Nie chce mi się.

Pomidorowa niedzielna z niedzielnego rosołu od mamusi i rosołowego kurczaka. Obiad.

Isa, pozmywaj to wszystko co jest w zlewie i jeszcze po obiedzie.

Nie chce mi się.

Trudno, mnie też się nie chce. Teraz twoja kolej. Mogłaś pozmywać wcześniej, a ja zrobiłabym resztę po obiedzie, ale teraz masz wszystko.

Pozmywane.

Nie wszystko. Nie ma miejsca na suszarce, ale nie chce mi się wycierać.

Dobra, zalej tylko garnek po ziemniakach, żeby nie zaschło.

Leon uczy się historii. Wchodzę do kuchni. No, ja pierdzielę. Jakby pozmywane, jakby to, co w samym zlewie. Wołam, że ziemniaczany garnek niezalany. Przy okazji z oazy spokoju przeistaczam sie w furkoczącą ścierę. Jednostajnie, choć gwałtownie. Oznajmiam, że jednak nie tak ma ta kuchnia wyglądać. No, nie chciało mi się, słyszę.

Za chwilę słyszę otwierane i zamykane szafki, szum wody.

Kiedy wieczorem wchodzę zrobić herbatę przychodzi i pyta, czy jestem szczęśliwa, że ona tak wszystko. Że tak pozmywała, że tak powiesiła pranie, bo Lenowi się nie chciało, że zrobiła kolację dla siebie i dla niego. A ja patrzę na nią i pytam też czy samo jej to przyszło, czy też przemyślała i to efekty naszych rozmów o moich potrzebach. Samo jej przyszło. Mnie przyszło samo wzruszenie. 

Obserwuję, przyglądam się. Czasem ledwo dzierżę i ciskam wewnętrzne błyskawice. 

A potem przychodzi spokój, po tej burzy, który targa mną i targa nią. Nastaje spokój, przychodzi słońce i tak pięknie pachnie zrozumieniem, przyjaźnią i miłością. 

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...