Monday 15 May 2023

Kielce w Krakowie. Tym razem.

Urodziny Wiki obchodzi 7 maja, jednakowoż, jej rodzice wykorzystali długi weekend majowy do cna podróżniczo i nie wyrobili się na czas. Impreza została przeniesiona na kolejny weekend,w sobotę, a kiedy już potwierdziłam, że nie, niczego nie mamy zaplanowanego i możemy przyjechać, okazało się, że 13. maja ktoś tam zrobił swoją imprezę, muszą iść i znów przenoszą urodziny Wiki, na niedzielę 14. maja. 

Kiedy znów potwierdziłam, że niczego nie mamy zaplanowanego, moje dziecko przypomniało mi, że Nirvana Symfonicznie będzie w niedzielę o godzinie19.30. Zmieniać, nie zmieniać, przenosić, nie jechać?

W całym tym planowaniu, trzeba jeszcze było pamiętać, że w kolejny weekend lecimy do UKeja, że po powrocie z niego będziemy jeszcze dwa dni w Krakowie, bo mam spotkanie z wolontariuszami dwudniowe, ubrania trzeba mieć na zmianę. Spakować się trzeba tak, żeby wszystko było. Znów trzeba planować!

No i: jak to, przecież ja sobie poradzę! Pociąg z Krakowa jest o 16 z minutami, w Kielcach będziemy na 18.30, jak nic na koncert zdążymy. 

Zdążyliśmy. 

W międzyczasie okazało się, że Leon, który też miał z nami iść, choć ten koncert to było życzenie/marzenie Isabeli, zapomniał o kilku sprawach, które trzeba było przygotować na poniedziałek do szkoły. Między innymi kartkówka ze znaków drogowych na technikę, słówka na angielski i jeszcze ortografia polska. 

W związku z powyższym nie chciał iść, pewnie ze stresu. Zapytałam Stanka od Mileny, czy idzie z nami. Poszedł. Było super. Im było super, bo to oni podeszli jako drudzy pod scenę, żeby machać głowami i wyskakikiwać w górę. Njapierw jedna dziewczynka, potem Isa poszła po swoje koleżanki, które wyczaiła przed rozpoczęciem, a zaraz potem ktoś, a zaraz potem Stanek. 

Pomyślałam sobie, hm, ja też bym se tam poszła, ale przecież, jak to tak, może kwas będzie, że robię, a dziecko nie chce mnie obok siebie.

Ale tak po prawdzie, to pewnie dlatego, że mi głupio było z tymi młodymi, a żadna moja koleżanka tam pod sceną nic a nic, bo żadna z moich koleżanek na ten koncert z nami nie.



Na urodzinach Wiktorki nie zaszalałam, bo jak się goście zeszli, jakżeśmy obiad zjedli i jak już tort olbrzymi, tęczowy został pokrojony, a każdy dostał olbrzymią porcję, okazało się, że trzeba już wychodzić.

Lucky ja, mam tę moją siostrę tak w Krakowie umiejscowioną, że nie muszę do centrum na pociąg, tylko z boczku, na obrzeżach. Na tych obrzeżach to te wolne pociągi się zatrzymują, ale w sumie do miasta musiałabym 25 min tramwajem, to na jedno. 

Zaplanowałam sobie, że wezmę szczoteczkę do zębów i jeszcze ubranie na urodzinową imprezę tylko, bo zaraz z pociągu na tę Nirvanę. Niestety. Dostałam jajek, ciasta na drogę, ubrania dla Leona i tyle innych rzeczy, że bez powrotu do domu by się  nie obeszło.

W tym Krakowie jak nigdy, przesiedzielismy całe sobotnie popołudnie w domu i na placu zabaw. Iza z Darkiem załatwiali swoje sprawy, my z dziećmi nasze. Dziwnie tak być w Krakowie i nie pojechać "na zwiedzanie". A może tak właśnie robią "normalni" ludzie, którzy odwiedzają swoją rodzinę?

No i jeszcze na sam koniec, ciekawostka taka, że w księgarni, do której lubię wstępować po drodze na dworzec kolejowy znalazłam książkę-niespodziankę. O tym, że wcale nie jestem jeszcze taka stara.


Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...