Saturday 30 June 2012

Mamo, cos powiem tobie

Nie chce mi się pisać, bo jtem zła. A jak jtem zła, to nic radosnego tu nie wypocę.
Chcemy jechać na wakacje, Małżonek życzy sobie all inclusive. Matka Małżonka też sobie życzy all inclusive ( dla nas, ona nie leci z nami ). Ja życzę sobie mały domek z tzw self cateringiem, bo taniej, bo herbatę sobie zrobię o północy jak mi się zachce, bo bedę "u siebie". Matkę Małżonka mało obchodzi co ja sobie życzę, bo "koniec końców martwi sie tylko o syna". Tak usłyszałam.
Koniec końców to jt w domu ciężka atmosfera.
 Mam nadzieję, że na wakacje jednak pojedziemy, nawet jeśli ma to być wyjazd dla nieudaczników. Uprasza sie o wybaczenie wielbicieli all inclusive. Takie moje zdanie i mam nadzieję, że mam do takiego prawo.

Dodatkowo zepsuł mi się aparat fotograficzny. Nie chce robić zdjęć na automacie, ale opcja manualna nadal działa. Może i dobrze, będę musiała nauczyć się robić zdjęcia tak jak zawsze chciałam, porządnie. Poza tym mam jeszcze kodaka minoltę.

Żeby nam humor poprawić i nie musieć udawać, że jt dobrze poszliśmy z dziećmi do Emilki (moja przyjaciółka Emilka ). Jak to dobrze mieć duże dzieci. Nie trzeba z nimi biegać, wystarczy popatrzeć od czasu do czasu, nie trzeba już wołać, żeby się nie biły i nie kłóciły i aż się chce iść na spacer do parku. I jak to dobrze mieć ludzi, z którymi można normalnie porozmawiać. Wyszliśmy z domu o 12, wróciliśmy o 18.30.

W poniedziałek zabrali nas na obiad do restauracji, rocznica śmierci ojca Małżonka. Na obiad pizza. Mamo, ja nie chcę pizzy, bo ja nie jtem dorosła.
Wieczorem nie może zasnąć, mamo, coś powiem tobie. I nawija historie nie z tej ziemi, np. o jakimś kocie.
W nocy, Hoss się kładzie obok niej. Jteś córeczka tatusia? mówi. Iss  w odpowiedzi kiwa głową przez sen.

Depresja mieszkaniowa mnie dopada. W poniedziałek widziałam jedno paskudnie ciemne mieszkanie (jak można sadzić drzewa tak blisko, żeby o 14.00 zaświecać górne światło i lampkę na biurku?). W czwartek nastepne, śmierdzące wilgocią jak piwnica. Nie ma , nie ma a wyprowadzać się już trzeba, oj trzeba.

Gatti leci do Barcelony. A ja nie dość, że nie i nie mogę się męża doprosić, to jeszcze nie mam z kim iść na mum2mum market w przyszłą sobotę, żeby mi ktoś dziecko zajął a ja sobie nakupuję, nakupuję, nakupuję. W końcu jtem zbieraczem. Doskonałym. A propos. Opinia teściowej o mej skromnej osobie oparta jt na basinym stwierdzeniu, że ona nie umie i nie lubi wyrzucać. Może powinnam się domagać przeprosin, za bezpodstawne pomówienia. A może to już mobing.

W niedzielę Małżonek przyniósł bukiet kwiatów. Bo było mi smutno.
A Lelon gryzie mi cycki i myśli, że to świetna zabawa. Łypie na mnie okiem, złapie, przygryzie, pociągnie, znów łypnie okiem i puści. A potem się szeroko uśmiechnie. I jak się tu złościć? A cycki bolą.




Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...