Sunday 18 August 2013

Dożynki

Zaplanuje sobie matka zabrać dzieci nad rzekę i marzy, że będzie słońce i pogoda i się na nią ta pogoda wypina. I zimno się robi. I tak od wyjazdu ciotki Izy i wujka Pawła. Szczęście, że się Państwo Polskie nie wypięło i zrobiło kolejny dzień wolny i ciotka Kaśka przyjechała już w środę.
Wykorzystałam ją i zrobiłam zakupy w sklepach ogrodniczych i zabawkowych. Gdybym miała fortunę wydałabym ją na ogród (niekoniecznie własny) i na gry (obecnie taką i taką).
W związku z zakupami spędziłam całą sobotę w ogrodzie,przemeblowując całą rabatę, a ukrop powrócił. I nie zaplanowałam wypadu nad rzekę. A potem sobie w brodę pluję, bo mogłam byłam itd itp.
Nic to, bo nadrobiliśmy już dziś, choć były miejscowe dożynki i Isabela zakochała się w karuzeli łańcuchowej.

Hurra, była rzeka i kanapki z ogórkiem. Tylko sok z nie takiej butelki. I puszczaliśmy PAWEŁY. Dla mniej spostrzegawczych, kaczki, od wujka Pawła, co je puszczał tydzień temu.

No i byłabym zapomniała, że nie ma to jak zakopać się w piasku, żeby musieć się zanurzyć w wodzie.



Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...