Tuesday 20 August 2013

Polowanie na koty

Wczoraj był jeszcze afrykański ukrop i jak na złość nie dało się iść nad rzekę, bo mieliśmy rano sąsiada na parę godzin, a popołudniu Isabela zakopała się u tego sąsiada. Zresztą kto sądzi, że po upalnej niedzieli, gorącym poniedziałku, przyjdzie zachmurany wtorek. No i przyszedł. A niech to, o matko, jak mawia Isabela.
A plan był, że się rano odrobimy, położymy Lelonka spać, zjemy jak wstanie i już nas nie będzie. A tu Lelon nie współpracował, nie chciał iść do domu z zakupów porannych i trzeba go było przekupić małym kiciusiem, który się przyplątał i pozwolił wziąć na ręce.
I tak oto pojawił się na podwórku. I zapoczątkował szaleństwo. Nikt w domu nie chce siedzieć.






Eee, no i nad rzekę też w końcu poszliśmy. Tylko nie wzięłam aparatu. A potem byłam zła, bo tak było fajnie. I Leoś nie chciał z wody wyjść i Isa nie chciała za daleko wejść. I umże też były w bajorku i Lelon chciał je wyciągać, a Isa skoczyła jak oparzona, bo wpadła do Nidy tuż obok muszelki, z której się Umża wyprowadziła, ale tego nie wiedzieliśmy dopóki się nie przypatrzyliśmy.
I komary nas nie chciały pożreć żywcem, bo się popsikaliśmy.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...