Wednesday 21 May 2014

Słońce, przędziorki i cze-ko-la-da

Niedziela była piękna. Słońce grzało od rana, dzieci u sąsiada w piaskownicy, potem w basenie. Nawet dwóch, przypomniała mi Iss, kiedy opowiadałam tatusiowi co to się u nas działo.
Upalnie i pięknie. A w  moich kwiatkach rozpanoszył się przędziorek. No złośliwe toto takie, że mi soki z liści wysysa i roślinie nie chce się już rosnąć. Za to przędziorek rośnie, że hej. Podwaja swą liczebność w ciągu tygodnia. Miliardy robaków, lt nie widać, bo właściwie to roztocza. I teraz zamiast się rozkoszować pogodą i pięknem kwiatków, robię za iskacza. I tak przeczesuje te liście i spryskuję, żeby miały wilgotno. Bo wilgoci one nie lubią.
Nazwę mają za to ładną.

W międzyczasie Leon potwierdza teorię, która głosi, że jeśli nie znasz słowa w języku obcym, którego się akurat uczysz, spróbuj powiedzieć to naokoło.
"Mamo, ja tam kapaciam, kapaciem, pakociem. Ja będę stał tam."  I na ciebie czekał.

W innym międzyczasie Isabela odpowiada na nasze uciszające "bo panie z bloku nie lubią jak się krzyczy", że "my mamy tu złośliwak tylko koło nas". Znaczy, że więcej już lepiej złośliwaków nie szukać.

Pozostając w temacie bycia szpicli.
Scenka rozgrywa się w parczku. Przyjaciółka Isabeli musi na numerek dwa. Mama przyjaciółki do tejże przyjaciółki: córeczko, musisz wytrzymać, tu nie można. Tu pani może nam wlepić mandat. Tu są w drzewach zamontowane kamery i pani widzi co się robi.

Zadzwoniła do mnie również koleżanka z informacją  na wstępie: dzwonie z wyprzedzeniem (tygodniowym, przyp. red.), żeby się z wami umówić na ferie majowe, bo potem jak zadzwonię, będziesz już całkiem zabookowana.
Co prawda, to prawda. Lenia trochę pogoniłam.
W związku z czym, poraz kolejny byłam w szkole czytać zagranicznym dzieciom książki po polsku w ramach programu szkolnego, przybliżającego dzieciom języki obce i uczącego do nich szacunku, bo każdy język jest tak samo ważny. Pani czyta po angielsku, ja po polsku. Tylko w klasie Iss. Ostatnio była "Lokomotywa", którą uwielbiam czytać. Tłumaczenie angielskie niestety nie oddało uroku. Nic a nic nie słyszałam jadącego pociągu. Co więcej, dzieci nie były zainteresowane, bo wiersz trudny. I już, już zaczęłam myśleć, że błąd popełniłam wybierając klasykę polską, ale nie. Postukałam słowami totaktoto i udało mi się zadziwić towarzystwo.

Zostałam też zmuszona do upieczenia ciasteczek. Dobrze mamo, możmy robić inne ciastka, nie te wycinane z foremek, ale tyko pod warnkiem, że będziemy je dekorować.
Palce lizać. Z cze-ko-la-dą.

No i jeszcze przy życiu trzyma mnie myśl, że juz tu więcej nie wrócę. Pojadę na wakację i nie wrócę.
Od razu wszystko wydaje się łatwiejsze.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...