Skończył się w niedzielę Tydzień Urodzin Tatusia.
Trzy tygodnie przygotowań, przemyśleń i zakupów.
Nie, nie mój to był pomysł, ale jak mówi Dżianeta, co ja bym zrobiła bez tego internetu.
40 prezentów na 40-te urodziny.
Czy się nasz tata ucieszył? Wyglądało na to, że tak. Zmęczyło go tylko chyba troszkę rozrywanie papieru z tych 40 prezentów.
Dostało mu się takich śliczności:
- skórzano-kauczukowa bransoletka
- czekolada o smaku curry i ziemniaczanych czipsów
- breloczek z sekretnym schowkiem na pieniądze
- szklanka na wieczorną wodę pomalowana przez Iss
- szklanka na wieczorną wodę pomalowana przez Leonka
- spinki do mankietów zrobione z półpensówki z 1974r
- pudełko na spinki do mankietów
- kolekcja 3 kompletów spinek, elegancja francja
- majtasy z małym żarcikiem
- koszulka z napisem wyglądam na 18, czuję się na 14, zachowuję się jak 8 latek, to robi ze mnie 40 latka
- kubek z napisem Jego Wysokość Lord
- pudełko cukierków
- bransoletka z misiem Pudsey (charytatywna na chore dzieci)\
- program ulubionej drużyny piłkarskiej z listopada 1974 (wiwat eBay!!!)
- zapasowa bateria do telefonu
- piwo
- gotowa mieszanka do pieczenia chleba, zalewanego piwem, o smaku chilli i czosnku
- piwo do mieszanki
- krem do twarzy
- rekawiczki
- komiks Kapitan Ameryka z listopada 1974
- zestaw śubokrętów
- dezodorant
- serce zrobione przez Iss
- serce zrobione przez Leonka
- ach, nie mogę powiedzieć
- kostki do gry
- West Ham końcówki do darts
- zdrapka (wygrane 2 funty)
- zdrapka (wygrane 2 funty)
- talon na godzinny masaż całego ciała, sztuk 4
- kartki z życzeniami od przyjaciół z pracy
- żel
- zaproszenie na spektakl
- mydło do golenia
- pędzel do golenia
- Ihoho, goryl
- pendrive sztabka złota
- cukierki z sentencjami
- ramka z dziećmi
We wtorek, 17 listopada, odśpiewaliśmy tacie Happy Birthday z samego rana i biedaczek nie mógł otworzyć swoich prezentów, bo jakżesz sam, bez dzieci? A Iss do szkoły szła.
A jeszcze po drodze w planach był obiad u Nanny i dmuchanie świeczek z cytrynowego tortu, który pomimo kiepskiego przepisu wyszedł fantastyczny!!!!
Niech się schowają wszelkie moje wypieki dot comy i inne blogi, które uczą jak zrobić masę do tortu, na bazie budyniu.
Przyznam, byłam leniwa i nie chciało mi sie przegrzebywać całej skrzynki mailowej w poszukiwaniu przepisu na ambasadora, gdzie jak byk stoi, jak zrobić najlepszy i zawsze udający się budyń do masy. Sztywny, żeby łyżka stała i bez grudek!!!!Nie chciałam też, poraz tysięczny, dzwonic do babci, żęby se gdzieś na skrawku papieru naskrobać przepis, żeby go potem zaraz wyrzucić. I znów nie mieć.
To pogrzebałąm w necie. Pani nam tam mówi, że należy ugotować szkankę mleka, a w drugiej rozmieszać wszystkie mąki, żółtka i wlać takie zmiksowane do tej gotującej się szklanki mleka.
Tyle, że pani nie mówi, że jak sie tak proporcje utworzy, to się czeka w nieskończoność, żeby się ten budyń zaczął ścinać w postaci grudek, trochę z ty strony, trochę z tamty.
No, bo się potem miksuje.
A możnaby jak babcia, więcej zagotować, mniej zmieszać z mąką i grudek nie ma.
Koniec końców piękny nam tort wyszedł.
Obiad też niezły, dwie lampki wina poszły do niego, więc świat jakby od razu cudowniejszy...
Wieczorem rozpakowywanie prezentów.
Weekend pod znakiem alkoholi i jedzenia.
Ciocia Aliss przyjechała na noc,zaproszona w sobotni poranek na babysitting wieczorny, więc mogłam wyjść w wielkie miasto i świętować urodziny małżonka. Wcześniej atrakcja dla Iss, na którą czekała cały tydzień, obiad w restauracji. Super było.
A na koniec jak zwykle perełki
Leonku, moja perełko.
Ja nie jtem perełka, bo ja nie jtem wescynka.
i nic nie będę robić, aż trzeba się będzie zająć Mikołajkami