Wsiadam tedy do pociągu relacji Warszawa-Kielce. A żar leje się z nieba i obawa jest, że ta podróż nie będzie łatwa.
Pociąg z serii tych nowszych, bez przedziałów.Wagonów sztuk trzy, połączone ze sobą i ponumerowane tak dziwnie, że nie wiadomo, gdzie nasze miejsca.
A miejsca takie, że dwa razem, a trzecie z przodu, na ukos.
Siadamy więc wspomagane Munią i ciocią Izą, tam gdzie wygodnie i trzy miejsca razem. Bo i tak tu nikt na swoim miejscu nie usiądzie. A tu zaraz pojawia sie towarzystwo, że to ich, i że oni do samego Krakowa, a ich sześcioro i razem obok siebie muszą. z dziećmi są, rozumiem, jeszcze tylko kątem ucha słyszę, że oni też przecież do Kielc, ale i szturchnięcie widzę, że po co mówił, nie wszyscy muszą wiedzieć, że oni też tylko do Kielc.
Sąsiad pomaga mi zebrać bagaże, sam zostawia puszkę piwa i plecak na swoim miejscu. Jak się okazuje, na nie swoim, bo siedzi tam już siostrzyczka zakonna z puszką w paluszkach, że "tego to ona nie potrzebuje", a na jego, że zaraz wróci, tylko pomoże usłyszeliśmy, że niech on sobie pomaga, ale puszki to ona nie chce. Nie ma to jak miłosierdzie chrześcijańskie.
Idę dalej, popędzana przez jakiegoś kolesia, który się boi, że mu kto numerowane miejsce ukradnie.
Zaczepia mnie pani, czy nie chcę tam gdzie ona, bo są cztery miejsca razem, a ona sama. Przesiądzie się, żeby nam było wygodnie.
Okazuje się, że nie siedziała na swoim miejscu, bo na kolejnej stacji wsiedli prawowici właściciele miejsc. Na to, na którym siedziałam nie było chętnych.
Rownolegle do mnie kolejne cztery miejsca razem z czego dwa wolne. A słyszę też, jak młodzież z tych miejsc mówi, że to nie ich miejscówki.
A w głowie mi brzmi paniusia z okienka, która sprzedając mi bilety wykrzyczała "mam tutaj dwa miejsca razem, to gdzie mam posadzić trzecią osobę." W dupie!!!! Przecież prosiłam o miejsce w wagonie dla rodzin z dziećmi, to skoro w tym pociągu nie ma wagonów, poproszę o takie miejsce, żebym z tymi dziećmi siedziała razem. Dostałam. Swoje miejsce na skos od dzieci w rzędzie dalej.
Ale i tak mi sie przedział nie należał, bo on tylko dla dzieci do 4 roku życia. "To co mam zrobić z drugim, sześcioletnim?" "Posadzić w innym przedziale!"
Dla wyjaśnienia dodam, że w, powiedzmy, ośmiosobowej kolejce stałam pół godziny.
No, ale potem to już tylko sami jacyś tacy dziwni ludzie, sympatyczni, usłużni, z uśmiechem na twarzy. Zupełnie niepasujący do stereotypu. Nie mogłam się zupełnie odnaleźć.
I w końcu u babci i dziadka, w Wiślicy.
Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu
Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...
-
Przeżyłam kolejne wielkie wydarzenie w życiu moich dzieci, przede wszystkim syna, ale też i moim, bo na przygotowanie miałam troszkę ponad t...
-
Zapomniałam, jakżeż mogłam była. Jakżeż. Zapomniałam, że miał miejsce szkolny bal Wszystkich Świętych. Dla tych, którzy nie chcą i nie lubi...
-
Urodziny Leonka zbiegły się w czasie z uroczystością ślubowania i pasowania na uczennicę Isabeli. Przygotowania do ślubowania zaczęły się j...