Saturday 9 June 2018

W Sielpi, wyjazd niespodziewany

Pierwszy tydzień bez dzieci. Myślałam, że się będę cieszyć, a jednak tęsknię.
Dni lecą, popołudnia uciekają, niewiadomo jak i kiedy. Msm kilka książek do czytania. Muszę sobie w końcu tę torebkę kupić. Trochę dłużej siedzę w pracy, bo mogę i muszę w końcu coś tu napisać, co nie?
Marianka wyjechała do babci, też ma wakacje. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwsza. W każdym razie nie będzie już wyła pod drzwiami. Nadal otwierając drzwi sprawdzam, czy mi się nie czaj pod drzwiami i nie chce zwiać. Podobno u babci przychodzi tylko kiedy jest głodna. Cieszy się w końcu wolnością? Nie wiem, na pewno brakiem ograniczania przestrzeni.
Dziś rano zadzwoniła do mnie Kania. Akurat wracałam z bazarów, nie mam jeszcze firanek nowoczesnych. Te co wiszą sa zaprawdę przedpotopowe. Bazary oferują szeroki wybór. W cenach korzystnych dla samotnej matki.
Kania pyta: Jedziesz z nami do Sielpi? Zwariowałaś. Jutro jadę na program, zajmować się dorosłymi ludźmi, którzy uczą się angielskiego, a ty mi mówisz, pakuj sie w ostatniej chwili, jedziemy. Hm.
Może jednak. Może jednak spędzić czas z dziećmi. Nie będę ich widziała cały tydzień.
Dobra, pojedziemy. Dojechał do nas jeszcze autobusem Marshall, mój biurowy kolega.
Isa mówi, że jest fantastycznie, że jest taka szczęśliwa. Woda jeszcze trochę chłodna, ale słońce gorące. Leon szaleje, nie chce z wody wychodzić.
W sumie, mogę przecież też tak się zabrać z dzieciakami w jakiś weekend. 12zł za bilet i jeszcze tylko 40minutowa podróż. Prawie za rogiem.  Móc wdychać zapach drewnianego domku, budzić się i słyszeć ptaszęta.
Oby tylko zasypiając nie wdychać sąsiedzkich grilów.
Podobno coś za coś. Zobaczymy. Z pewnością powtórzymy.
No to co, że już wakacje?


Jeszcze się tylko wyprasuję, spakuję i jutro rano jadę. Pod Zakopane, z Krakowa.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...