Wednesday 6 February 2019

Chorobowy tydzień

Sobota to był taki dzień, że kiedy się obudziłam powiedziałam "w takie dni jak dziś potrzebuję pomocy". Znów jestem niewyspana, boli mnie głowa, nic mi się nie chce i jeszcze Leon się rozchorował. Prawdopodobnie to trochę moja wina.
W piątek wracaliśmy z piłki i pozwoliłam mu, choć nie był to przecież pierwszy raz, wrócić do domu w krótkich spodenkach.
Może nic by się nie stało, gdyby Isa wyszła jak zawsze ze zbórki zuchów i zaczęła iść w naszą stronę. Ale nie, ona wyjątkowo sobie "przypomniała", że my się przecież zawsze umawiamy co do sposobu powrotu, czyli, czy ja odbieram, czy spotykam w połowie drogi do domu.
Oczywiście czekała na mnie pod szkołą, a ja z Leonem marzłam. Bardziej on, w tych krótkich spodenkach.
Marudził, a w domu usiadł pod kocem i ucichł. W nocy przylazł do mojego łóżka. Spałam przy otwartym oknie, nie lubię kiedy jest duszno, budzę się z bólem głowy. Kiedy przyszedł wiedziałam, że powinnam była zamknąć to okno, bo mi dziecko się rozchoruje. I cały weekend przesiedzimy w domu.
I co, no. Na łyżwy mieliśmy iść, do kina. Zostaliśmy z gorączką na kanapie.
Chorujący Leon, to Leon kanapowiec, wyciszony i spokojny.
Do poniedziałku nie przeszło. No i jeszcze Isa trochę od Leona wzina i cóż, przychodnia w domu.

Umawiałam się z mamą, że przyjedzie na kilka dni. Po pierwsze, bo na wtorek zaplanowałam urlop, po drugie, montowali mi radiowy wodomierz i jeszcze trzeba było do spółdzielni czynsz zmienić, więc przydałaby się ta jej obecność.
No i zadzwoniłam do niej w poniedziałek, kiedy postanowiłam już, że nie idę do pracy ani oni do szkoły, żeby zapytać, czy na pewno chce przyjechać. Tego, że się pewnie zarazi nie powiedziałam. Bałam się, że jednak nie przyjedzie.
Pracowałam z domu, w godzinach pracy i po godzinach pracy. Dzieci pokazywały mi, że już 16 i czas kończyć, ale przecież, po co. Jak maile nie odpisane, a narzędzie mojej pracy świeci się na czerwono, bo jeszcze się nie wygrzebałam po feriach zimowych.

Ale. Dziś jest środa i dziś już nie pracuję po godzinach i jest mi z tym wyśmienicie. Nie czułam się lepiej od dłuższego już czasu.
Śmiem twierdzić, że całe to moje zmęczenie, to wyczerpanie pracą, zmęczenie, zniechęcenie. I już. Ale! Nigdy więcej, już to wiem, na pewno.

Mama jedzie jutro, a dziś jeszcze oglądamy seriale i nadrabiamy zaległości nie robienia nic i picia kawy i herbaty w spokoju.
I jest extra.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...