Dożynki były w niedzielę, jak co roku.
Lud z okolicznych wsi się zjechał.
Ciocia Iza z okolicznej Warszawy musiała jednak wyjechać do pracy, więc się nie załapała.
Całe niedzielne przedpołudnie zeszło na przygotowaniach do tego wyjazdu, zrywanie pomidorów, pakowanie ogórków i płukanie fasolki szparagowej. A wszystko po to, żeby ciocia Iza miała pyszności z babcinego ogródka na swoim wielkomiejskim, warszawskim stole.
Na osuszenie łez rozstania, dożynkowy festyn. Pan Ivan Komarenko nam grał. Na wiślickie zapotrzebowanie w sam raz.
Iss i Onek zadowoleni:
wata cukrowa-jest
zjeżdżalnia-jest
karuzela-jest
trampolina-jest
dmuchany zamek-jest
frytki-są
napój w butelce-jest
Piękne popołudnie.
A dziś sprawy w Busku załatwiałam i dzieci zabrałam ze sobą.
Lody z dziadkiem były i atrakcja, przy której czułam linczujące spojrzenia obstawiających ławeczki matek. Że takie zimno, a ja na takie kąpielowe wygłupy pozwalam. Że zaraz katar, oskrzela, płuca, kichanie, kasłanie. A może nie? Może już nikt tak nie patrzy i cieszą się, że inni się cieszą?
Monday 18 August 2014
Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu
Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...
-
Przeżyłam kolejne wielkie wydarzenie w życiu moich dzieci, przede wszystkim syna, ale też i moim, bo na przygotowanie miałam troszkę ponad t...
-
Zapomniałam, jakżeż mogłam była. Jakżeż. Zapomniałam, że miał miejsce szkolny bal Wszystkich Świętych. Dla tych, którzy nie chcą i nie lubi...
-
Urodziny Leonka zbiegły się w czasie z uroczystością ślubowania i pasowania na uczennicę Isabeli. Przygotowania do ślubowania zaczęły się j...