Monday 18 August 2014

Ekscesy

Dożynki były w niedzielę, jak co roku.
Lud z okolicznych wsi się zjechał.
Ciocia Iza z okolicznej Warszawy musiała jednak wyjechać do pracy, więc się nie załapała.
Całe niedzielne przedpołudnie zeszło na przygotowaniach do tego wyjazdu, zrywanie pomidorów, pakowanie ogórków i płukanie fasolki szparagowej. A wszystko po to, żeby ciocia Iza miała pyszności z babcinego ogródka na swoim wielkomiejskim, warszawskim stole.

Na osuszenie łez rozstania, dożynkowy festyn. Pan Ivan Komarenko nam grał. Na wiślickie zapotrzebowanie w sam raz.
Iss i Onek zadowoleni:
wata cukrowa-jest
zjeżdżalnia-jest
karuzela-jest
trampolina-jest
dmuchany zamek-jest
frytki-są
napój w butelce-jest
Piękne popołudnie.



A dziś sprawy w Busku załatwiałam i dzieci zabrałam ze sobą.
Lody z dziadkiem były i atrakcja, przy której czułam linczujące spojrzenia obstawiających ławeczki matek. Że takie zimno, a ja na takie kąpielowe wygłupy pozwalam. Że zaraz katar, oskrzela, płuca, kichanie, kasłanie. A może nie? Może już nikt tak nie patrzy i cieszą się, że inni się cieszą?


Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...