Friday 10 October 2014

O tym jak ciocia Izabela była w Anglii

Czemu Ty płaczesz? zapytał Leon Izę w dniu jej wyjazdu.
Bo mi smutno, bo już muszę jechać.
Ale, ja cię kocham. Wiesz? Ja cię kocham.

Tak było w środę, a dziś już mamy piątek i wrażenie, że minął już miesiąc, a nie dwa dni od wyjazdu cioci Izy.
Półtora tygodnia z nami była i jak według niej zrobiliśmy bardzo dużo.
Jak na możliwości robienia czegoś niedzieciowego z dziećmi, domyślam się, bo mnie się wydaje, że właściwie niewiele.
Ale może wystarczy samo to, że była, i że można się było rano razem kawy napić i pogadać o pierdołach podczas robienia obiadu.
Z ciocią Izz niewątpliwie nie da się nudzić, zwłaszcza z jej poczuciem humoru, z którego nie do końca sobie zdaje, ta ciocia, sprawę.
No, bo jakżesz inaczej można nazwać to, że przyleciała, weszła do domu, poprosiła o ciepłe ubranie, wlazła pod koc i stwierdziła: No, zaczyna się kocowanie.
Rozumiem wprawdzie jej niepokój i obawę  spędzenia wakacji pod kocem, ale czyż Wyspa nasza piękna nie potrafi zaskakiwać?
Otóż to! Piękna polska jesień nastała i całe popołudnia przesiadywałyśmy w parku, patrząc na dzieci i dowoli gawędząc oraz obgadując to i owo. Brakowało nam jedynie termosu z kawusią.
Tej nie zabrakło nam w domu. W kawiarni też byłyśmy, choć trochę się obawiałam pamiętając komentarz z ostatniej wizyty w Sutton -Co to, myślisz, że w Warszawie kawy nie ma i ja na kawę nie chodzę? (jeszcze raz żarciki cioci Izz) Z drugiej strony ta kawa była nam bardzo potrzebna, bo zostawiłyśmy Leonsjusza z ojcem w domu i poszłyśmy na zakupy, które nas wykończyły (nic tu nie ma fajnego, przylecę do cię do Wawy na zakupy) i trzeba było się zregenerować.
A potem, żeby zatłuc wyrzuty sumienia, bo na tę kawę to my bez dzieci, a dzieci moje światowe i po kawiarniach lubią się kręcić poszliśmy jeszcze raz razem. Przy okazji świętowaliśmy urodziny Onka, który dostał od babci z Polski ukochanego Gordona. W domu czekał już na niego tort, a sklepie złożyliśmy zamówienie na jeszcze jeden pociąg.



Wizytowanie w czasie zajęć szkolnych nie jest najlepsze, bo nic się już nie zrobi po 16 (oprócz może parku i placu zabaw). Najlepiej w ferie przylatywać. Ale jak już się jest, to może do centrum Londynu? Pogoda, jak na złość, całkiem się .... zepsuła i w sobotę padało. Można sobie wyobrazić, jak było więc. I już, już miałyśmy się zbierać do domu, gdzie miała na nas czekać ciocia Aliss, kiedy wyszło słońce i Aliss musiała do nas dojechać. Nakupiliśmy cukierów, pałeczki do ryżu dla dzieci (i dla taty "muszą być różowe i z małpką"), pojeździliśmy na karuzeli i trzeba było do domu wracać. A na stację metrem!!!! To dopiero była rozrywka, jak kreciki pod ziemią.





Obiad, tata wraca do domu, a my na imprezę, gdzie polska szajka szalała na parkiecie, i gdzie ta polska szajka nas próbowała wyrwać wielkim zdziwem, żeśmy są polskie dziouchy, tak pięknie tańczymy i w ogóle to jesteśmy bliźniaczki. Na odchodne dwóch szejków chciało nas uprowadzić, ale całe szczęście miałyśmy ochronę w postaci naszego południowego sąsiada, zawinął się z nimi na jakąś imprezę, a my mogłyśmy wrócić do domu.
W niedzielę Aliss wraca z różowym winem. Pięknie. To w sumie miałyśmy wakacje niekoniecznie skupione na dzieciach?
Troszkę, bo jak już te dzieci się ma, coraz trudniej zrobić coś bez nich. Chyba, że ma się w zanadrzu dziadków lub ciotków. Moje zanadrze mieszka za wodą. Trochę trudno ich wyciągnąc w razie co.
Miałyśmy więc i lalki, i pociągi, i układanki, i bieganie po sklepach, i zakupy zabawkowe, i czytanie Florki bez końca, i przytulanie się.
Nie udało nam się tylko obejrzeć Krainy Lodu razem. Do nadrobienia w Polsce.


Aby udowodnić jakość kontaktów z dziećmi podzielę sie niniejszym dzisiejszymi zwierzeniami Leonka, tuż przed zaśnięciem: 
Mamo, a gdzie jest ciocia Iza?
Wróciła do domu.
Ale mamo, ja ją kocham, przyniosiesz ją tutaj?

Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...