Sunday 22 March 2015

Niedziela. W końcu odpocznę.


W czwartek i piątek dzieci me siedziały w domy.
Oszalałam.
Choć nie, wtedy jeszcze nie.
Dopiero kiedy nie wypuściłam ich z domu ani w sobotę, ani w niedzielę. Wtedy rozniosły ten dom kilkadziesiąt razy, a razem z nim mnie, moją cierpliwość i chęć bycia z nimi.
Nazywało się to, że może lepiej nie, żeby się wygrzewać.
W gruncie rzeczy chodziło tylko o to, żeby nigdzie się z nimi nie włóczyć po parkach, bo chłodnawo, a i znajomych nie bardzo.
Bo gdyby była chora nie poszłaby na niedzielne zajęcia z pływania?
Na sobotę zaprosił się do nas na kawę tato Hanki, bo jej mama pojechała sprawy załatwiać, a ja kiedyś prosiłam o pomoc w ponownym montowaniu rolety. Bo kolega mojego męża nie umiał tego zrobić i mi ciągle spadała, aż się części połamały.
Mąż mój odpowiedniej nie ma wiertarki, więc nawet mu nie trułam o pomoc.
Okazało się, że mogłam była, bo trzeba tylko przykręcić.
Potem przyszła Gatti po męża i Hankę, a ja zabrałam dzieci do Emilki od Kasi.
Miło było, ale po dzieciach moich już było widać, że nie, że one już w pomieszczeniach nie dają rady, nawet jeśli to nie są ich pomieszczenia.
W niedzielę znów przyszedł tata Gatti, tym razem dziećmi się opiekować. Na pchli targ z Gatti poszłam. Zaraz potem biegiem z Iss na basem, a zaraz potem przyjechała Aliss. Tata Hanki zabrał się do domu, sprawy załatwiać. Zabrał też Hankę.
A nam Isabela z Leonem zrobili balet. Historia pewnej baletnicy w pięknej spódnicy.
 A ja żem przy niedzieli z Aliss i Gatti napiła się napoju szczęścia. Bardzo wyrafinowana kompozycja.
I się cieszę, że jutro dzieci idą do szkoły, obie sztuki. I że po prostu posiedzę.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...