Friday 8 March 2019

Kfiatki. Wcale nie św. Franciszka

Dzień po dniu. Piłki, baseny, tańce, prace domowe. Gdzieś pośród tego rozmowy. W drodze do, w drodze z.
Obserwacje też, przecież to lubię. Usłyszane, niezapisane, przepadnięte.
Mniej czegoś, więcej czegoś lepszego. Porządna lista zakupów, bo porządne menu na cały tydzień.
Liczę, że w końcu dowiem się na co wydaję pieniądze na jedzenie. W sensie, na jakie właśnie, i które właśnie jedzenie, że mam w lodówce mniej niż w zeszłym roku, a w portfelu wcale nie więcej. Powiedziałabym, że właśnie mniej. I w czym jest problem, jakby to powiedział mój tatuś.

W tak zwanym międzyczasie podsłuchuję dzieci, kiedy usłyszę, że o mnie i słucham, kiedy są historie dla mnie. No i takie kfiatki mam. Śmiać się, czy płakać, po raz kolejny nie wiem.

Leon gada coś niewyraźnie, do ojca.
Tak, tak, słyszę odpowiedź, też tak miałem z mamą, cały czas siedziała na facebooku.

Dzień później.
Mamo, bo ty tylko na facebooku siedzisz.
Tak? A skąd ty takie masz obserwacje i wnioski?
Nie mogę ci powiedzieć.
Dlaczego?
Bo zrobiłbym przykrość tacie.

Dzień Kobiet.
Ojciec do Isy. Leon mi się żali, że mama się z nim nie bawi, że tylko na fb siedzi. Cały czas.

Żebym to ja jeszcze miała czas na cały czas, to jak cię mogę.

I kto to mówi. Pilot w jednej ręce, telefon w drugiej. I tak codziennie, po pracy. A w dzień wolny przez cały dzień. Na kanapie, jakby się dało. Ech.

Mamo, ja mam dla ciebie prezent z okazji Dnia Kobiet.
No?
Bałagan!
A, no. A kto będzie sprzątał?
Ty?
Doprawdy?
No, przecież lubisz.
A skąd ty takie rzeczy wiesz?
Od cioci Halinki.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...