Sunday 3 March 2019

Żeby nie być mrukiem. O dodawaniu kolorów na siłę i pozytywnych skutkach.

Moje ostatki. O! To dopiero były ostatki. 3 razy (słownie: trzy) tak, tak, trzy razy miałam wyjście z domu w ciągu jednego tygodnia. Dwa razy, bo przy okazji spotkań z ludźmi z pracy, raz, bo na tańce z Ewą.
Wszystkie te spotkania były urocze, ale tylko podczas ostatniego jakiś pan, co to też tam poszedł na tańce, zapytał, czy się z Ewą znamy od 20 lat. No. Bez zera z tyłu, to tak jakby właśnie tak było.
I czy my coś bierzemy. Nie. I nie potrzeba nam niczego, żeby się bawić tak, jakby nikt nie patrzył.
No, to my w takim razie na pewno nie jesteśmy normalne. Yhm.

Jednak, coś za coś. Sobotni poranek, hm, niełatwy. Nie, nie. Wszystko w porządku. Oprócz tego, że spałam tylko 4 godziny. No, i to było niefajne.
Matka moja droga zawsze powtarza, że wyjście z domu mi pomoże. Ale, które dziecko będzie matki słuchać. Nigdy nie wychodzę.
Tym razem nie miałam wyjścia. Musiałam się jej bardzo posłuchać, bo trzeba było iść na sobotnie zakupy. Pomogło! Otrzeźwiło. No, miała rację.

Do kina nie poszliśmy, ale na kawę do Antka i na chwilę na plac zabaw. I okazało się, że jestem głupia, bo kto myśli, że jest ciepło tylko dlatego, że świeci słońce. Zmarzłam bardzo, zawiało mnie. i byłam pewna, że całkiem mnie rozłoży.

W niedzielę Niki miała urodzinki. Zaprosiliśmy ją na lody. 100 lat Niki.
Po raz kolejny okazało się, że dobrze wychodzić z domu. Bo wcale nie miałam siły. Pogoda nie ta, wszystko nie takie, dzień nie taki, nic mi się nie chciało. Kotlety na obiad też nie takie i wszystko źle.

A tu proszę, lody na rynku akurat takie jak trzeba.


Dla zamknięcia niedzieli, praca na konkurs plastyczny o zabawkach w literaturze. Zrobiona, choć gadania była mnóstwo. Pani Teresa ze świetlicy robi to, czego ja nie ma jak i kiedy. Właściwie to bardziej dlatego, że nie wiem gdzie. A tu często mają Dni Wyjściowe, a to do galerii, a to do muzeum, a to na Politechnikę na spotkanie z architektem. Leon zawsze marudzi, ale koniec końców dobrze się bawi. Dlatego lubię to, że siedzą na świetlicy. Robi się ciepło i na pewno co raz częściej będą wychodzić na plac zabaw.
Też pani Teresa wydała rozporządzenie i zarządzenie, że skoro jest Konkurs, to Isa i Leon nie mają wyjścia. Udział wziąć muszą.
Matko, ile było gadania, że oni nie będą przeze mnie zmuszani do prac ręcznych, tylko dlatego, że wymyśliłam sobie konkurs. 
Mówię więc, że to dla mnie. Mało mamy czasu na to, żeby sobie razem posiedzieć i być, więc siądziemy do rysowania.
Trochę mało miejsca na tym naszym stole. To ja nie rysowałam. Po prostu byłam. Trochę z nimi, a trochę w kuchni. 
Temat "Zabawki w literaturze"
Pomysł na zabawkę, ołowiany żołnierz. 
Co nam tu wyszło, proszę bardzo. Nie muszę pisać, co które?




Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...