Saturday 27 June 2020

Turysta we własnym mieście


Hm, temat ten poruszany był już kilka razy, że musimy się spotkać, że trzeba, przyjadą w drodze do rodziców, zostaną, posiedzą, pojadą.
Padło na tę sobotę.
Warszawa zjechała!


"To nasze miasto to jest takie małe, ale wy przyjechaliście z Warszawy. A Warszawa jest ważna. Wy jesteście ważni goście. I że zechcieliście do nas przyjechać..."
Sparafrazowałam nieco słowa Leona, ale o to mu mniej więcej chodziło, gdy po kilku godzinach włóczenia się tylko po centrum naszego miasta, siedzieliśmy wykończeni na pizzy.

Jakże ja uwielbiam takie włóczenie się po mieście. Jeszcze z obcymi, niemiejscowymi. Na nowo można odkrywać i spojrzeć na to, co widzę każdego dnia w zupełnie, ale to zupełnie inny sposób.
Po porannej kawie w zestawie z ciastem, który zawsze "piekę" w sąsiedzkiej piekarni oraz z truskawkową tartą, która magicznie, zupełnie nie wiem, jak to się mogło stać (Agnieszka! Upiekłaś tartę do kawy!?!?!? była zaskoczona moja warszawska siostra, która tę tartę wstawiła mi do lodówki) wybraliśmy się na spacerek.

Kurczę, spacerek. Przez Sienkiewkę, lody na Rynku, trasę po schodkowych ławeczkach, po których Tymek stwierdził, że jednak jestem całkiem niezłą ciotką, Wzgórze Zamkowe, park miejski, przejażdżkę na samochodzikach, kiedy Katarzyna nakierowała Leona do zaparkowania tyłem czym udowodniła, że nie tylko najlepiej kieruje samochodem, ale również jest najlepszym kierowcą, gdyż tylko mówiąc "w prawo-w lewo-nakieruj-stop-dajesz" zaparkowała Leonem samochodzik tyłem. Poszło im idealnie! Idealnie. Zakładam, że to nie tylko jej umiejętności, ale i zdolności mojego syna.
Potem to już tylko "czy możemy już iść na pizzę", bo nikt nie ma siły na nic więcej. Doszliśmy. Zamówiliśmy oprócz standardowych, dziecięcych również pizzę z boczkiem, winogronem i orzechem, co moja warszawska siostra oceniła zanurzając się w zamyśleniu w smaku "no, niezła ta pizza jest".

Cała masa atrakcji, niby byle jakich, bo przecież cóż tu można oglądać, wielkiej architektury nie ma, ale sam fakt bycia razem wśród tych atrakcji. Długi spacer w słoneczny dzień, zwyczajne włóczenie się, a nie zwyczajne.
Niemniej, główny punkt programu, Tymek ma nową ulubioną ciotkę, czyli mnie! Tylko dlatego, że ciągałam go i dałam się ciągać po wertepach. A robiłam tylko to, co lubię robić najbardziej.

Isabelki nie było, pojechała znów do koleżanki na noc. Leon się cieszył, bo dzięki temu mógł spędzić wieczór ze mną. Mama i Leon czas. Ale wiesz mamo, ja lubię, jak jesteśmy razem i jak Isa jest z nami i ze mną , bo mogę sobie porozmawiać i zrobić różne rzeczy, ale i też lubię, kiedy jestem tylko ja i ty.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...