Sunday 28 June 2020

Mokro i słonecznie



Niedziela, kościółkowo, ale jak to, skoro taka piękna pogoda i na basen chcemy?
Historia jest taka. Przed 10 rano wybory, szybciutko, bez kolejki. A potem? Potem już wszystko naraz. Msza o 10.30, potem basen, zaraz obok kościoła, więc damy radę, potem do domu, na obiad, spacer po mieście lody.
Torby spakowane, jedzenie, picie, stroje kąpielowe. Pod basenem okazuje się, że tylko 150 osób jest wpuszczanych, a w pół godziny wlazło około 65. No nie, no nie. Jak wrócimy za godzinę, to już nie wejdziemy. Szybka kalkulacja, okej, możemy popołudniu do kościoła.
Siedzimy, pływamy, opalamy się. Około 13 dzwonią rodzice Isowej koleżanki, że oni nad wodę i czy chcemy.
Ratunku, kalkulacja. Bez obiadu, na cały dzień, bez mszy, bo o której wrócimy. Dobra, na obiad będą plażowe frytki, msza o 20 jeszcze gdzieś jest.
Jedziemy, mówię.
Leon płacze, że on nie chce. Dla niego taka zmiana i nagłe podejmowanie decyzji wiąże się ze strachem przed tą zmianą. A co, jak się nie będzie gdzie przebrać, a co jak mu będzie niedobrze w aucie, a może możemy jeszcze poczekać.
W końcu jedziemy.
Nad wodą i wszędzie afrykański ukrop. Cienia brak, parasola brak.
Szczaskaliśmy się straszliwie. O 17 Leon, a także ja we własnej osobie byliśmy gotowi,by wracać do domu. A tu nie swoim samochodem. Ech.
Trochę odpoczynku, cienia i frytki pomogły. 
W domu wieczorem, nie ma mowy, żeby zmęczony Leon dowlókł się do kościoła.
Jeszcze kolacja, wspólny film i do spania. Dzień pełen wrażeń.
Jakby nie było, prawie wakacje, jeszcze tylko zakończenie roku szkolnego jutro.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...