Sunday 25 April 2021

Czy wam się do tego Krakowa opłaca?

Bięgne od okna do okna wzdłuż pociągu, szukając trzech wolnych miejsc. Do odjazdu 7 minut. Widzę, że Leon się spina i zaraz zacznie płakać. Widzę, że zaczyna się martwić i nawet wiem o co. Złość, chyba to złość choć pewna nie jestem, mnie roznosi. Eee, nie, zdenerwowanie chyba i napięcie, i trochę irracjonalny strach, bo przecież widzę, która godzina i że mam czas. Może to bardziej fakt, że nie będziemy siedzieć razem, jakby bez tego nie mogło sie obejść.
Ludzie to są jednak czasem dziwaczni. 
Wsiedliśmy w końcu. Biorę Leona na kolana i tłumaczę, że to ja jestem mamą i to moim obowiązkiem jest się martwić, żeby przybyć na czas, i żeby nam pociąg nie odjechał bez nas. Że to ja muszę wszystkiego pilnować, a on niech się cieszy przygodą. Nawet jeśli się spóźnimy, to nic się nie stanie. Pojedziemy następnym. Rozumie, ale inaczej nie umie.

Komentarz mojej siostry: A, bo ty też tak srałaś ogniem :) 

No tak. Trochę tak, gdyż widać było, że się miotam. 
A miotałam się, gdyż przed samym wyjazdem z Krakowa poszliśmy jeszcze po worki cukierków na Floriańską i napój z kawiarni. W dwuosobowej kolejce po napój staliśmy jakieś 15 minut. Zostało nam 15 minut, żeby dotrzeć na czas i! znaleźć miejsce. No i bankomat nie wydał kasy i już czasu nie miałam, żeby sprawdzić co się stało. To i napięcie się pojawiło i luz znikął. Swoją drogą ciekawe, czy są ludzie, którzy się w ogóle nie stresują?

Koniec końców miejsce znaleźliśmy, do domu wróciliśmy po krótkiej, acz niezwykle intensywnej wycieczce. 
Wygląda na to, że Kraków będzie teraz naszą nową destynacją, być może nawet raz w miesiącu, kto wie, gdyż rodzina nam się tam całkiem przeprowadziła. 
I co ja mogę pisać, skoro Kraków każdy zna, a my kręciliśmy się po miejscach turystycznie popularnych. 


Przybyliśmy w sobotnie popołudnie, ponieważ Isa piątkową noc spędziła u koleżanki, a nie chciałam odwoływać już kolejny raz. Babcia zapytała, czy nam się opłaca. Jak to nam się nie opłaca? 
W sobotę od 17 z minutami do 21 obskoczyliśmy Rynek, Wawel u bram, gdyż go zamknęli (dzięki temu nie będzie tłumów przy wejściu i sobie posiedzimy sami skomentowała moja siostra). Rację miała, bo zdjęcia mamy piękne i czas tam choć dziwny, to bardzo dobry i obfity w bliskość. No i głupkowate żarty rodziny. Smok, Wisła, Rynek jeszcze raz, Floriańska i na tramwaj.




Na Floriańskiej pani zaprasza na herbatkę. Mówię, że dziękuję, ale nie skorzystam, gdyż dzieci chcemy położyć już spać. Ale jeszcze raz dziękuję za zaproszenie. Proszę bardzo! i Chyba za wcześnie! Pani odburknęła oburzona. Na kładzenie spać, gdyby ktoś miał wątpliwości. 
Tramwaj od mieszkania daleko, a bilet kupiony na 20-minut, bo przecież po co mi sprawdzać! Leon zmartwiony, że trzeba się będzie tłumaczyć, jeśli będą sprawdzać.
Ja trochę też, a potem sobie myślę, że eee, powiem, że nie wiedziałam, może wybaczą. 

Niedziela bardzo slow. Powolne budzenie i przytulasy. Powolne śniadanie i powolna kawa z ciastem bez pieczenia. Powolny spacer i zabawa na wietrznym placu zabaw, spacer na forty , zbyt odlegle, żeby dotrzeć, bo wszyscy zmęczeni i już. Już trzeba wracać. 
Ale smak wakacji i przygody pozostał jeszcze przez kilka dni. Pomimo srania ogniem. 






 

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...