Bacia wróciła do dziadka. Za niespełna osiemnaście funtów (co przy trzydziestu, które wydałam na odebranie jej z lotniska, to prawie darmo) odwiozłam ją na lotnisko i wróciłam do domu.
Wydaje się, jakby to było wieki temu, a nie raptem w środę.
Nie minęło parę godzin, a ja zaczęłam mój zwyczajny maraton. W środę zasiedziałyśmy się u Kasi-od-Emilki, w czwartek był u nas Max i jego tata, oraz Agata z chłopakami, w piątek rano piosenki w bibliotece i popołudnie u Agaty-od-Maćka.
Nie mówiłam, że nic się nie zmieniło?
Dziś mi się dzieci udzielały artystycznie z okazji nadchodzącej Wielkanocy, a potem poszły w tan do swoich przyjaciół.
Codziennie wracam do domu w porze kolacji.
I nie sądzę, żeby to się szybko skończyło.
I nijak nie mogę siebie przekonać, że bacia piła z nami poranną kawę jeszcze we wtorek.
Nie podoba mi się to.
-Isabela co robisz?
-Pomagam mamie nalać herbatę, bo jtem duża. A ty nie możesz, bo jteś jeszcze mały.
-Ja pomagam. Ja jestem Onek i ja jecham szybko na nodze (hulajnodze). Ja pomagam też.
Saturday 12 April 2014
Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu
Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...
-
Przeżyłam kolejne wielkie wydarzenie w życiu moich dzieci, przede wszystkim syna, ale też i moim, bo na przygotowanie miałam troszkę ponad t...
-
Zapomniałam, jakżeż mogłam była. Jakżeż. Zapomniałam, że miał miejsce szkolny bal Wszystkich Świętych. Dla tych, którzy nie chcą i nie lubi...
-
Urodziny Leonka zbiegły się w czasie z uroczystością ślubowania i pasowania na uczennicę Isabeli. Przygotowania do ślubowania zaczęły się j...