Friday 4 April 2014

Tydzień szkolny

Nie chodzimy na grupy z Leonkiem, powiedziała mi babcia.
Siadłam i pomyślałam więc.
No właściwie ma rację. Byliśmy raptem na jednej grupie. Zaraz potem się rozchorowaliśmy. W poniedziałek nie było co targać rekonwalescenta. We wtorek rano spał, bo trudno nam wcześnie się kłaść, więc już mówię, nie ma co się spieszyć, w środę załatwiałam se sprawy, w czwartek polazłyśmy na deptak, trzeba zakupy w końcu zrobić, a dziś już piątek. I kiedy, że ja się proszę ja państwa, zapytam, kiedy ja mam chodzić.
W tajemnicy przyznam, że dziś to mi się już nie chciało.
Siadłam se na spokojnej kawie z babcią i sie zasiedziałam. A Leoncjusz bajki ogląda. I mam wyrzuty sumienia.

Po szkole też niewiele zajęć, bo po pierwsze babcia jest, po drugie u Zosi zmiany mieszkaniowe i na święta do Polski się wybrała (gdzie moja Tosia, zapytał Onek pod szkoła, z niepokojem rozglądając się po okołoszkolnym placu; nie wiadomo, czy Zosia już będzie w szkole, stwierdziła rankiem Isa, zakładając szkolne ubranko, może jak wyzdrowieje będziemy mogły do niej już iść? a Zosia u swojej babci).
Mamy tedy inne zajęcia pozaszkolne.
Wybraliśmy się na zakupy i kawę, bo ciocia Iza dała nam pieniążki na prezent. Mamy w domu buciki wściekle różem po oczach rzucające.

Nie o takie nam chodziło. Ale jak już jak twierdzi babcia, rozpuściłam se dziecko i pozwoliłam jej decydować co chce nosić a czego nie, muszę ponosić konsekwencje. A były takie śliczne, grafitowe....





No i ta kawa przecież.










Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...