Ach, co to był za wekend.
W ostatniej chwili zaprosiliśmy się z dalszą rodzinądo teściowej , na niedzielne dmuchanie świeczek, a że przy okazji okazało się, że część rodziny i tak się do niej wybiera, bo zaplanowali sobie wspólny obiad, wszystko się pięknie złożyło. Ach, jakżesz było rodzinnie i pięknie. Tort z księżniczkami i Isabela taka piękna, i ja taka piękna, i słońce świeci, i wszystko się od razu wydaje lepsze.
Tak nam było dobrze, że dom zobaczył nas dopiero przed 22.
Zaplanowano basen. Aby czasu nie marnować, śniadanie już w kostiumach.
Dalej, Leon w wodzie oszalał. Zabronił się trzymać i unosił się jak mała żabka w zielonych okularach. Ręce rozpłaszczone po bokach, pomarańczowe motylki i tylko nos wystaje znad wody. Czyli, że pływa.
Isabela zrobiła nam prezent na urodziny i przestała się bać wody. Zaczęła pływać. W motylkach.
Leon umordowany od razu po zasnął.
Trzeba było go budzić na pyszny obiad w makdonaldzie.
Potem lody oraz dla każdego coś dobrego w fajnym sklepie.
Melonowy tort
a potem już tylko kąpiel z nową zabawką i spaaaaaaać.