Sunday 1 June 2014

Dzień Dziecka

Było to tak.
Zadzwoniła Aliss z pytaniem: My friend, czy masz się dobrze? Nie ma cię na viberze, gdzieś ty? Bo ja bym przyjechała.
Przyjechała. Na viberze sprawdziłam później, że miała ochotę na plotki. Okazało, się, że rzeczywiście mnie nie było. Z powodów ode mnie niezależnych. Telefon mi po prostu sfiksował.
Zanim przyjechała, w sobotnie popołudnie, zdążyłam zrobić Iss zdjęcie do paszportu, zgodzić się na frytki w makdonaldzie i wybrać nowe torby na lunch.
A potem to już razem, po więcej roślin, do mojego podokiennego, doniczkowego ogródeczka oraz lody, aż zastał nas wieczór. Godzina 22, Iska ledwo na oczy patrzy, ale jeszcze spać nie chce i sie kłóci. I mamo, bo ja jeszcze nie jtem zmęczona, ja chcę rysować i się bawić. Nie chcesz mnie, chcesz, żebym poszła spać, bo chcesz sobie spokojnie, beze mnie posiedzieć z ciocią Halinką i porozmawiać.
Nie chcę myśleć, co by się dało, gdyby sie dowiedziała, że o 22 z minutami zapukała do naszych drzwi ciocia Gatti i została do północy. Razem z Aliss, która koniec końców zrezygnowała z łapania ostatniego pociągu.
I mamy już niedzielę. Dzień Dziecka i piknik o 13 w parku, i jajka niespodzianki i bieganie za piłką. I rozpacz, jakaż rozpacz, i obraza majestatu, bo za mało pieniędzy było, żeby kupić lody od Pana Lodziarza.
Całe szczęście, wujostwo Matrasowie mieszkają blisko parku i podrzucili parę pensów. Także Aliss dołożyła i uwieńczyliśmy dzień porcją lodów, za co serdecznie ciotkom i wujowi dziękujemy.


Ps. Uprzejmie informuję, że poniżej znajdują się dwa krótkie wpisy o feriach Isabeli. Jutro już do szkoły.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...