Tuesday 17 June 2014

Wrażenia po wekendowe

Padam po-poniedziałkowo na twarz.
Niby moje urodziny, a ja na nic nie miałam siły.
Całe szczęście, że pogoda sprzyjała kanapie, było pochmurno, zimno, kurtkowo i nie musiałam nigdzie iść. Przeleżałam przedpołudnie, oglądając jakieś filmy z małżonkiem i Onkiem.
I dopiero wieczorem musiałam trochę sił zebrać, bo obiad nam zaserwowano prosto z kateringu.
Proszę bardzo jak mnie monż kocho:


i ciasto mi zrobił też. Razem z dziećmi.

 A w niedzielę święto tatusia. Kartka zrobiona, Onek dopiero oczy przeciera, Iska już zwarta. Do taty!!! Daddy, daddy, wstawaj, dzisiaj twoje święto, musisz otworzyć swoje radio, które dostajesz w prezencie. Otwieraj.

 Oczywiście, że długo nie spał ten nasz tatuś. Dopytywał się później, czy święto taty, to jest święto dla taty, czy dla dzieci, żeby mogły ojca do parku bezkarnie na cały dzień wyciągać. Koniec końców podkuchenna zaserwowała śniadanie w filiżankach, zarządziła następnie oglądanie filmu i została wyciągnięta do parku.
I na to, ta podkuchenna-ja jeszcze miała siły. Skąd, nie wiem, bo w sobotę zabrałam dzieci do parku na urodziny do Maciusia. Popołudniowy, urodzinowy piknik. Hip hip, hura. A z rana w tę samą sobotę kawa z ciotką Aliss i ciotką Gatti i wujkiem Jarkiem z okazji moich urodzin!!! Hip hip hura. Świętowanie od samego rana.
A jak dodać do tego piątek u Eweliny to robi się maraton.
Nic dziwnego, że w drodze do szkoły Isa zapytała, czy możemy wrócić do domu i położyć się do łóżka.
Taki wekeend sobie był.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...