Już myślałam, że nic się nie wydarzy i z tego nic niewydarzania będę miała nicniepisanie, ale nadchodzi wekend i proszę.
Musiałam się zrywać wcześnie w sobotni poranek, żeby chatę przygotować jako tako, bo się na poranną kawę z Gatti umówiliśmy, a następnie bardzo ambitnie chciałam zabrać dzieci na spacer, może do parku. Chatę oganęłam i w nagrodę następnego dnia dostałam absolutnie przepiękne ciasto, które się rozpływało w ustach i przez chwilę dało uczucie bycia arystokratką z mała filiżanką eleganckiej kawy, dzubiącej ciasto małym widelczykiem ze srebrnej, rodowej zastawy.
Zostało jeszcze trochę.
Nie udało mi się wyjść z domu. Owszem, nakarmiłam dzieci, ubrałam i nawet siebie namówiłam, kiedy potomstwo uznało, że właściewie to po co, skoro w domu jest tak dobrze. Zaraz potem przyszłą sąsiadka, do której przyszła paczka, a której nie było w domu, więc zadzwoniła do mnie, czy bym nie mogła odebrać, bo pan od paczek już stoi, więc paczka przyszła do mnie. Z czego puenta, że jak dobrze mieć sąsiadów. No to se pobiegaliśmy na ogrodzie.
A niedziela... Dziś było tak fantastycznie gorącą i kusząco na plaże, że jedyny powód dla którego nie zabrałam dzieci na plaże to brak samochodu. Hehe. U Doroty "po drugiej stronie" ( tak się u nas mówi) od samej 9 rano był już basen i Kuba stukał do Iss, żeby tam do niego poszła. Nie zdążyłam na spokojnie kawy wypić, bo trzeba było dziatwy pilnować, ale poleżałam na kocyku, pograłam we frisbee. I chyba za karę, że się tak dobrze bawiłam, musiałam się do teściowej wybrać, bo Agata oddawała wózek. A tam siostrzyczka mnie pyta, nakładając obiad na talerze, czy ja z nimi na obiad zostaję. Ależ nie, będę z moimi dziećmi patrzyła jak jecie niedzielny obiadek. Zwłaszcza, że, jak brytyjski savoir vivre nakazuje, zaanosowałam się wczoraj wieczorkiem i potwierdziłam dziś wieczorem, podając dokładną (no z półgodzinnym kwadransem akademickim) porę przybycie, a przybywając zaobserwowałam i zakonotowałam, iż mięso się piecze, a warzywa czekają na zagotowanie. Czyż nie można była zadać pytania? Wtedy?
Leon jest nieszczęśliwy, bo nie dostaje już mleka przed snem i bardzo płacze. Mogę tylko troszkę mamusiu? Mogę pomąchać?
A jutro Isabela jedzie na wycieczkę na farmę.
Sunday 8 June 2014
Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu
Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...
-
Przeżyłam kolejne wielkie wydarzenie w życiu moich dzieci, przede wszystkim syna, ale też i moim, bo na przygotowanie miałam troszkę ponad t...
-
Zapomniałam, jakżeż mogłam była. Jakżeż. Zapomniałam, że miał miejsce szkolny bal Wszystkich Świętych. Dla tych, którzy nie chcą i nie lubi...
-
Urodziny Leonka zbiegły się w czasie z uroczystością ślubowania i pasowania na uczennicę Isabeli. Przygotowania do ślubowania zaczęły się j...