Otóż, może ktoś pamięta, zastanawiałam się, czy mnie kiedyś jeszcze Basia wsadzi do bagażnika swojego wielkiego samochodu. No, i mi sie poszczęściło. Sama się wsadziłam, nawet na siedzenie pasażera. Wsadziłam też moje dzieci, choć się nie pytałam. Czy mogę.
Pojechaliśmy całkiem niedaleko, na golfowe pole, gdzie zasmakowałam odrobiny golfa-przygody, na 18 dołkach, w malowniczej scenerii. Zasmakowałam o tyle, o ile mogłam była, gdy nie robiłam zdjęć, lub nie wyjaśniałam powodu nieporozumień, lub nie łapałam piłki, która wpadła do wody.
I nawet mi sie spodobało.
Ale o ironio losu.
Wieczór wcześniej, mój ukochany zasiadł jak zwykle na kanapie i oddał sie oglądaniu golfa Ludzi Wielkich i co rusz mnie wołał, żebym wzrok znad książki podniosła i doceniła jakość rzutu, wrzutu i przerzutu. A ja, ignorantka, ignorowałam, mówiąc, że nie dziękuję, że może mogłabym popatrzeć i docenić, ale jaki sens, skoro zajęcie, które każe mi obserwować, oceniać, doceniać i zachwycać się, wydaję się arcynudnym i nie wartym żadnego, nawet marnego rzutu okiem. Nawet jeśli popatrzę i uda mi się zrozumieć zasady (chyba nie takie trudne?), jakżesz będę umiała docenić, czy lepszy, czy gorszy, skoro się nie znam. Nie lubię.
Otóż nie moi drodzy. Maleńka porcja maleńkiego golfika rozbudziła we mnie zamiłowanie do gry. Doceniłam możliwość przebywania na świeżym powietrzu, prowadzenia niezobowiązującej rozmowy (ykhm, w towarzystwie piątki dzieci) skupiania sie na na torze, po którym piłka winna (!) się przetoczyć. Mogłabym spróbować, myślałam sobie.
Całe szczęście w domu mi przeszło. Nadal nie mam chęci zachwycać się dołkami i piłkami w towarzystwie mojego męża.
Dzieci natomiast zachwycone. Isa, która w ogóle nie chciała spróbować (nieodrodna córka mamusi, trzeba kopa, żebyśmy zrobiły coś, co się nie mieści w naszej comfort zone), miała świetne wyniki, siedem z osiemanstu dołków trafione w dwóch podejściach. Leon, cóż, momentami grał świetnie, momentami grał po swojemu, momentami popychał piłeczkę krótkimi ruchami, jakby ją prowadził do dołka, ale czy to ważne? Ważne, że się grało, Ważne, że się było kupą.
Sunday 10 April 2016
Kwiecień na niczym prawie
Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...
-
Przeżyłam kolejne wielkie wydarzenie w życiu moich dzieci, przede wszystkim syna, ale też i moim, bo na przygotowanie miałam troszkę ponad t...
-
Zapomniałam, jakżeż mogłam była. Jakżeż. Zapomniałam, że miał miejsce szkolny bal Wszystkich Świętych. Dla tych, którzy nie chcą i nie lubi...
-
Urodziny Leonka zbiegły się w czasie z uroczystością ślubowania i pasowania na uczennicę Isabeli. Przygotowania do ślubowania zaczęły się j...