Tuesday 25 March 2014

Wekend

Chciałam sobie popisać jaki to długi wekend miałam i jaki przyjemny, bo się zaczął w piątkowe południe przyjazdem Mai i królików wielkanocnych z dzwoneczkiem na szyi. Oh, jakżesz miły początek wekendu, słonecznie, niezimno, dzieci niemarudzące, ryba na obiad. Noż, piątek marzenie.
Następnie, sobota. Zimno i bylejako. Szaro, nie chce się wychodzić, a tu leki obiecało się tacie kupić i mleka mało w lodówce i dzieci szaleją i trzeba ich z domu wyprowadzić, ale jak  już się je z domu na deptak wyprowadzi, to do domu nie chce się wracać. A, proszę pamiętać, zimno i wieje. Cóż robić, dzwonimy do Zosi. Zosina rodzicielka, uzależniona od parku, była już w drodze. Na marginesie, z rozmów parkowych wynika, że moja umiejętność organizacji czasu pozostawia wiele do życzenia i czas powrócić do starych nawyków, naprawić się. W parku zimno, zaczeło kropić, zabraliśmy się do domu. Pięć minut przed, rozpętała się gradowa burza. Leon woła o rękawiczki, płacze, że rączki bolą, ledwo ciągnie na hulajnodze, Iss chowa twarz w kurtce, a ja urągam sobie za głupotę i strojenie się w wiosenne płaszczyki i lekkie butki w "w marcu jak w garncu". Mamo, ale fajny adwenczer był!!! No i co, nie mówiłam, że piękny wekend?
W niedzielę zajrzała rano Agata z Maćkiem i Filipem na lunch, popołudniu sadziłyśmy kwiatki w ogrodzie teściowej. W lodowatej ziemi, czy muszę dodawać?
I takie to szczęście, i idę w poniedziałkowy ranek do szkoły z Isabelą, a obiad zrobiłam prawie całkiem z rana, na kawę zaprosiłam koleżankę spod szkoły, na polską grupę zaplanowałam iść, a tu pod szkołą eksploduje na mnie granacik opakowany ślicznie. Szczęście wyleciało w powietrze. Uczucie szczęścia.
Cytat z wrzasków:
ej, ale dlaczego ty mi to powiedziałaś po miesiącu? bo ci jakaś koleżanka coś powiedziała i do mnie przyszłas? nicola nie zna twojego dziecka. mówiła mi, że była jakaś rozmowa o imionach, ale to było w grupie kilku dziewczynek. to nieprawda co powiedziało twoje dziecko. ej, ale dlaczego przyszłaś do mnie po miesiącu? do angielskich matek też byś tak poszła? bo co, bo twoje dziecko tak chciało? będę na ciebie krzyczała. no właśnie, wcale się nie znamy. ale czego ty ode mnie oczekiwałaś? że co ja powiem mojej nicoli?
i tak dalej, i tak dalej.
Ręce mi się zatrzęsły, bo mi nie dano do słowa dojść, jedynie w przerwach na pobranie przez moją rozmówczynię (czyżby?) powietrza, potrafiłam wcisnąć komentarz : Asia, nie krzycz na mnie. My się przecież nawet dobrze nie znamy. Powiedziałam ci, bo Isie na tym bardzo zależało.
Spieprzyła mi cały poniedziałek. piii, piii, piii, piii.
Nie przystoi przeklinać na dziecięcym blogu.
A wszystko dlatego, że w czwartek, czy piątek, w końcu  opowiedziałam matce Nicoli, że jest problem, który trapi moje dziecko, na co ta odpowiedziała, że och, no rozmawiają w domu na temat imion, bo ona siedmiolatka jest akurat w wieku zadawania pytań (myślałam, że to czterolatka zadaje pytania), że niektóre są nowoczesne, a niektóre są stare, jak np Isabela, czy Zosia.
Ech, poziom kultury osobistej pozostawia wiele do życzenia. Szkoda tylko, że codziennie rano stoi pod szkołą i będę musiała znosić ignorowanie i afiszowanie ichniej wyższości.
Mogę jej nastukać? Tej szmacie jednej?

Leon.
Mama daj cycusia. Nie tego, tego drugiego.
Takie same są, w każdym jest mleko.
Nie, nie. Tu jest mleko, tu jest kawa.

Oraz, dni wolne od pracy. Rodzica. Oraz jego popołudnia.



Tośkę mieliśmy dziś przez pół dnia. A mój mąż, a tato Lełona (cytat z Tosi) miał ją i Leona przez pół tego półdnia.




Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...