Friday 4 July 2014

Popołudniowy ukrop w parku

I kto by pomyślał, że to już tydzień minął od mojej z Leoncjem wizyty u cioci Gatti, która na jedną godzinkę zajęła nas w zeszły piątek kawą i ciasteczkami. I wodą z cytryną w pięknym baniakowym dzbanku. (czemu ja nie zrobiłam zdjęcia!?!). O ile smaczniejsza jest woda pięknie podana.
A na godzinkę tylko, bo z rana kończyłam sukienki, a po szkole przecież był u nas zlot.
A dziś? Dziś też nam odbiło.
Leonowi uderza do głowy. Mi też. To siedzenie w domu i w ogrodzie przydomowym, więc od pierwszej siedzieliśmy w parku.  Żeby Onek się rozerwał i zmienił środowisko, bo zaczynam nie mieć do niego cierpliwości. Najpierw w jednym parku, potem w drugim, zaraz po szkole. Prawie pusto już było jak już wróciliśmy do domu, do tatusia, który leży obolały, bo mu się coś w kolanku naciągnęło. Oj, biedny ten nasz tatuś. Hm.
No i woda w dzbanku by sie przydała, bo tak gorąco dziś, że sobie nogi opaliłam. Nogi opaliłam, powtórzę.
Lubię jak mi tak gorąco.

A jeszcze wczoraj ćwiczyłam malowanie buzi, bo będę panią od malowania u Filipa na urodzinach.



Ach, no i w środę. W środę chciałam iść do parku i tak mi było dziwnie z niezorganizowanym czasem (nikt do nas nie przychodził i nas nikt nie zaprosił do siebie), że nie mogłam się w tym ogarnąć. Oraz z tym, że nigdzie w końcu nie zabrałam moich dzieci, bo Onek zasnął, a Isie odechciało się parku.


Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...